26-02-2010
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
W tym roku zima nas nie oszczędza. Mróz trzyma mocno, a my z utęsknieniem spoglądamy na kartki kalendarza, sprawdzając kiedy w końcu pokażą wiosnę. Jednak zimno może służyć również urodzie.
Wraz z rozwojem kriochirurgii w medycynie, wzrosła również rola kriozabiegów w gabinetach kosmetycznych. Coraz popularniejsze stało się wykorzystywanie niskich temperatur do poprawiania jędrności lub nawilżenia skóry, redukowania bólu podczas wykonywania makijażu permanentnego, a nawet likwidowania niektórych defektów kosmetycznych.
- Zimno bezpośrednio wpływa na poprawę mikrokrążenia w skórze, ponieważ powoduje ruch naczyń krwionośnych, czyli tzw. efekt „pompowania". W ten sposób komórka zostaje dotleniona, optymalnie zużywa swoje rezerwy energetyczne, a składniki aktywne polepszają jej funkcjonowanie - wyjaśnia lek. med. Irena Serówka - dermatolog, lekarz medycyny estetycznej z Centrum Kosmetyczno-Dermatologicznego DER-MED.
Niskie temperatury wykorzystuje się również do redukowania bólu podczas zabiegu makijażu trwałego. Zimno powoduje obkurczenie naczyń krwionośnych, zmniejszając w ten sposób ryzyko obrzęku i krwawienia, a jednocześnie zapewniając o wiele większy komfort podczas zabiegu. Przy zastosowaniu tej techniki ból jest mniejszy o ok. 80% w porównaniu do tradycyjnej metody wykonywania makijażu permanentnego. Efekt pozostaje widoczny nawet przez 5 lat, potem równomiernie zanika.
Osoby, które chcą poprawić jędrność skóry twarzy czy dekoltu, osiągnąć efekt napięcia wewnętrznych części ramion czy też pozbyć się wiotkiej skóry z brzucha i biustu, a także rozstępów techniki, która łączy biostymulujące właściwości krioterapii z działaniem substancji aktywnych zawartych w preparatach, wykorzystywanych podczas zabiegu, podawanych pod temperaturą -15oC. Dzięki temu są one szybciej wchłaniane, nawet przez najgłębsze warstwy naskórka. Co ważne, metoda ta jest polecana dla każdego typu cery, bez względu na wiek - w każdym wypadku skóra stanie się jedwabiście gładka.